poniedziałek, 15 lipca 2013

{08} Rozdział ósmy

36 stycznia 63 roku; godzina 13:29; Planeta Veneii


Krople deszczu stukały o drewniane parapety, tworząc muzykę deszczu. Jedyną i nie zastąpioną. Siedziałam w swoim pokoju, patrząc na krajobraz za oknem. Była pora deszczowa i wszystko od miesiąca było skąpane w deszczu. Deszcz towarzyszył mi teraz od wschodu do zachodu Słońca. Nie lubiłam pory deszczowej, każdy siedział w domu, poziom wody cały czas się podnosił i nie było możliwości by wyjść na dwór. Mój humor jeszcze bardziej się pogorszył, gdy do mojej świadomości dotarło to, że padać będzie jeszcze przez najbliższy miesiąc, co najmniej. Wspominałam, że nie lubiłam deszczu? Westchnęłam i powróciłam do wcześniejszej przerwanej czynności, przez mój tok rozumowania, jaką jest patrzenie się za okno i kontenplowanie kolejnych tych samych kropel deszczu, spadających z tej samej chmury, w ten sam pochmurny dzień.
- Yuuki! Ichigo do ciebie!
Zmarszczyłam czoło. Ichigo, tutaj jest? Przecież on nienawidzi deszczu! To niemożliwe, żeby w taka pogodę wyszczubił nos za swoje ciepłe łóżko, nie mówiąc już o drzwiach domu! Ale mimo wątpliwości uśmiechnęłam się na samą myśl o moim przyjacielu i zbiegłam po schodach do ganku. Stanęłam w połowie schodów. A jednak, tego uśmiechu nie da się zapomnieć i pomylić z nikim. Mój uśmiech się powiększył, a ja wzięłam rozpęd i krzycząc głośne „Ichigo!!!” wskoczyłam mu na plecy. Mój towarzysz zaśmiał się i mnie podtrzymał. 
- Cześć, piękna.
- Witam, pana. Czy mogłabym łaskawie dowiedzieć się co Pan tutaj robi? 
- Ależ, oczywiście, młoda damo.
Uśmiechnął się w ten swój sposób i postawił mnie na ziemi. A potem popatrzył za okno i zmarszczył nos. Cokolwiek to było, mogłam się założyć, że nie było jego szczytem marzeń.
- Więc?
- Zabieram Cię na wycieczkę – krzyknął zachwycony swoim pomysłem!
- W taką pogodę – zapytałam z wyczuwalnym sarkazmem w głosie?
- Pewnie! A cóż takiego niebezpiecznego jest w deszczu? Przecież to zwyczajne kropelki wody, nie uduszą Cię ani nie będą dla Ciebie wredne ani …
- Powinieneś zejść na ziemię.
- I kto to mówi? Nieważne. Ubieraj się i nie chcę słyszeć żadnych sprzeciwów, że pogoda, deszcz, zimno, bla bla... Dla ciebie ruszyłem się z mojego łóżeczka! Pamiętaj o tym!
Pokręciłam głową, ten chłopak jeszcze kiedyś doprowadzi do moje śmierci tymi jego pomysłami. Mimo wszystko szybko spełniłam jego prośbę, a może rozkaz? I pojawiłam się w ganku w pełni zwarta, gotowa i ubrana na zaplanowaną dzisiejszą eskapadę. Ichigo zmierzył mnie uważnym spojrzeniem od dołu do góry.
- Gotowa?
Nie odpowiedziałam, ale za to pokiwałam głową. Szybko złapałam go za rękę i wyszliśmy z domu. Na dworzu powitał nas, naturalnie deszcz, ale w pakiecie dostaliśmy jeszcze lodowate podmuchy wiatru, cudownie, prawda? Mimo tego, tylko zaparliśmy się głębiej w wodzie, która nas, niestety, otaczała i ruszyliśmy do przodu. Ścisnęłam mocniej rękę Ichigo.
Nie miałam kompletnego pojęcia, gdzie idziemy, więc posłusznie szłam za moim przyjacielem, jednak po dość długim czasie włóczenia się i dojścia, praktycznie do nikąd, coraz bardziej zaczęłam podejrzewać, że mój towarzysz nie zna drogi lub najzwyczajniej w świecie się zgubiliśmy.
- Ichigo?
- Tak?
- Mam nadzieję, że wiesz gdzie jesteśmy i wcale się nie zgubiliśmy, prawda?
- Tak, tak myślę.
- Tak myślisz?
- Hmm... Ostatnio byłem w tym miejscy dwa lata temu w lato.
Zaśmiałam się. Czyli jednak bardzo możliwe, że się zgubiliśmy. Szłam za moim przyjacielem, który cały czas kierował się do góry. Już po chwili minęliśmy lawendowe drzewa i zajęły je scriliony. Mimo żeby dostać się aż do scrilionów trzeba było iść prawie cały dzień, kochałam te drzewa. Wielkie rozłożyste gałęzie, grube konary, pamiętające początki tego świata i najpiękniejsze liście. Czyste złoto, właśnie tym były zabarwione scriliony. Były cudowne w słońcu, gdy promienie odbijały się od złotych liści i padały wprost na diamentowe konary, ale jeszcze nigdy nie widziałam ich w deszczu. I … muszę przyznać, że wyglądały równie wspaniale, jak nie piękniej. Krople deszczu skapywały po liściach, konarach, gałęziach tych drzew i wszystkie wyglądały jakby stała w nich jakaś można pani o rozłożystych rękach i czuwała nad światem. Krople wiły się i okręcały wokół pni tworząc złudzenia, mglistego węża. Nagle! Wpadłam na plecy Ichigo. Spojrzałam się na niego i zauważyłam, że patrzy się na mnie z uśmiechem zwycięstwy.
Rozejrzałam się i … ujrzałam najcudowniejsze miejsce na Veneii. Wielki krater otoczony przez najcudowniejsze i najprawdopodobniej najstarsze scriliony, jakie widziałam. Tylko tutaj w tym samym momencie świeciło słońce i padał deszcz dając obraz roziskrzonych się milionów kropelek deszczu. Lśniły na gałęziach, oplatały konary, padały na całej polanie... Niektóre z nich wpadały do, o dziwo, zielonej trawy, niektóre do krateru. W kraterze było różowe jezioro, które napełniało się lodowatą wodą. Ale niespodzianka, na tym się nie skończyła. Ichigo ruszył wzdłuż zbocza, a ja za nim. Już po chwili staliśmy przed różowym jeziorkiem. Ichigo wyciągnął rękę do mnie i zaczął wchodzić do jeziorka. Pokręciłam głową, patrząc na niego z niedowierzaniem. Nie wejdę tam w takie zimno, nigdy!!!
Stałam pośrodku różowego jeziorka trzymając rękę Ichigo i patrząc na niego morderczym wzrokiem. Ja naprawdę, kiedyś przez jego pomysły zginę, bo jak na razie to mam z pewnością załatwione przeziębienie.
- Weź duży oddech i płyń dokładnie za mną.
- Co?!
Ale nie miałam czasu powiedzieć, czegokolwiek jeszcze, gdyż Ichigo zanurkował, a ja niestety musiałam podążyć za nim. Szybko złapałam oddech i zanurkowałam za nim. Co dziwne w takim jeziorze, woda była przejrzysta. Płynęłam za nim, gdy nagle zniknął. Podpłynęłam do miejsca, w którym Ichigo zniknął i zauważyłam tam niedużą wyrwę w kraterze, ale na tyle dużą by pozwoliła przejść dwójce dzieci. Podpłynęłam do niej i szybko ruszając stopami oraz podpierając się kamieniami przepłynęłam przez tą wyrwę. Chwilę później zaczęło już mi brakować tlenu, nawet jak na moje znakomite umiejętności pływackie i zaczęłam szybciej rozgarniać wodę wokół siebie rękami i kopiąc w nią nogami. Gdy tylko się wydostałam złapałam wielki haust powietrza, już, już chciałam nakrzyczeć na Ichigo za próbę utopienia mnie, gdy zobaczyłam gdzie się znalazłam.
Byłam w niedużej, okrągłej jaskini, mogącej pomieścić co najwięcej trzy osoby, ale za to jakiej jaskini. Strop jaskini był wyłożonymi małymi diamencikami, wyglądającymi zupełnie jak rozgwieżdżone niebo w nocy, ze ścian wyrastały rubinowe, obsydianowe, szmaragdowe i szafirowe kwiaty. Podłoga była oblodzona różowym kwarcem. Byłam tym zachwycona, ale ujrzałam jak Ichigo wychodzi z jeziorka z różową wodą po kamiennym schodach, których wcześniej nie zauważyłam.
Ruszył przez kwarcową podłogę, nawet nie oglądając się za siebie – wiedział, że pójdę za nim. Króciutki moment szliśmy, aż w końcu doszliśmy do skalnej pieczary. Pieczara była … właściwie nie wiem jaka była, gdyż panowały tutaj egipskie ciemności. Jedyne co moje zmysły odczuwały to podłogę pod swoimi nogami, gorące powietrze i ciche chlupotanie wody. Poczułam zaciskającą się dłoń na mojej i ruszyłam za moim towarzyszem. Po chwili poczułam przyjemne ciepłe ukłucia wody na moich zmarzniętych stopach. Zanurzaliśmy się w tym cieple coraz bardziej, aż byliśmy w niej aż po głowę. Przyjemne ciepło opływało całe moje zmarznięte ciało i pozbywało się gęsiej skórki. Pod nogami czułam twardą powierzchnię a wokół mnie dość silny prąd wody.
- Woda jest podgrzewana przez lawę w dole, a ściany są z akwamaryny.
- Cudowne, jak to odnalazłeś?
- Przez przypadek. Tak jak mówiłem dwa lata temu w lato włóczyłem się po lesie, wściekły na rodziców i brata, szedłem przed siebie, podziwiałem scirilliny i tak całkowicie wpadłem na ta polanę. Jaskinię odkryłem trochę później.
Nic nie odpowiedziałam. Zachwycałam się tym wszystkim jeszcze raz, jeszcze raz wszystko odtwarzałam w głowie. Tutaj... tutaj … było przepięknie, cudownie, bosko, magicznie...
- Jesteś pierwszą osobą, którą tutaj zabrałem. Oprócz naszej dwójki nikt nie wiem o tym miejscu- usłyszałam cichy głos Ichigo przy uchu.
- Dziękuję, dziękuję za wszystko. Za wybawienie mnie dzisiaj z nudów, za wycieczkę, za zdradzenie swojego sekretu, za przyprowadzenie mnie tutaj, za to, że wstałeś dzisiaj z łóżka, za wszystko i za jeszcze więcej. Za to wszystko, czego nie potrafię powiedzieć słowami.
Poczułam rękę Ichigo na moim policzku, a potem jak odgarnia moje włosy za ucho, przejeżdża palcem po linii żuchwy. Na moje policzki wstąpiły karmazynowe rumieńce i w duchu dziękowałam za to, że jest ciemno. Poczułam jak Ichigo się pochyla i przejeżdżając swoimi ustami po małżowinie usznej, szepcze.
- Ależ, proszę bardzo, piękna.
A potem usłyszałam chlupot i poczułam wodę w moich oczach, cichy chichot Ichigo i moje ręce szukające jego. W końcu poddałam się i zaczęłam chlapać wodą, okręcając się wokół siebie. Po jaskini rozniósł się szczęśliwy śmiech dwojga, jeszcze nie zakochanych w sobie istot.

Właśnie tego dnia, pokochałam deszcz.

3 komentarze:

  1. Hej!
    Kochani wena powróciła i dzisiaj długi rozdział! Nareszcie, ne?
    Poza tym mam smutne wieści. Do końca lipca mnie nie będzie, ponieważ najpierw lecę na wakacje na Malediwy i nie zabieram ze sobą laptopa, a potem lecę do koleżanki do Miami, więc dopiero tam będę miała Internet.
    Dzisiaj mam urodziny, więc się cieszę!
    Pozdrawiam!

    Dedyk dla Natalx! Kocham Cię, kochana!

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział niesamowity i dziękuje za dedyk też cię kocham;*
    Wszystkiego najlepszego moje były wczoraj:D;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa.
      Dla ciebie wszystko!
      Wszystkiego Najlepszego!
      Wcale nie są spóźnione!
      Pozdrawiam.

      Usuń