22 lipca 63 roku; godzina 06:12; Planeta Veneii
Poczułam na moim policzku delikatny pocałunek i już
wiedziałam, że to pora na to by wstać. Otworzyłam moje zaspane
oczy i spojrzałam na mamę. Uśmiechnęła się do mnie i
powiedziała łagodnym głosem.
- Wstawaj, kochanie. Dzisiaj przychodzą goście.
Pokiwałam głową, wiedząc, że nie warto się
sprzeczać, nie z mamą. Była kochana, ale była … despotą. Tak,
więc w domu panowała dyktatura. Łagodna, ale jednak dyktatura.
Mimo wszystko kochałam ją, bo jeszcze nigdy nie zrobiła czegoś co
byłoby złe dla mnie. Odrzuciłam koce, którymi byłam przykryta i
podeszłam do mojej szafy. Wyjęłam z niej zwykłe, lniane szorty i
również lnianą koszulkę. Następnie wyszłam szybko z pokoju i
poszłam do kuchni, gdzie mama kończyła już
przygotowywać śniadanie. Przywitałam się z tatą, całując go w
policzek i zasiadłam do stołu. Już po chwili przede mną
pojawiła się szklanka ciepłego mleka i bułeczki z zapiekanym
serem. Uśmiechnęłam się na wybór dzisiejszego menu na śniadanie.
Moja rodzina nie była bogata, ledwo wiązaliśmy koniec z
końcem ale dzisiaj najwyraźniej mamie zależało na dobrym humorze
domowników. Właśnie oblizywałam usta, wycierając tak
przysłowiowe „wąsy” po mleku, gdy do kuchni weszła
moja starsza siostra, urodziła się niestety trzy lata wcześniej.
Była piękna, zresztą jak moja mama. Piękne fioletowe włosy
spływały długimi kaskadami po ich plecach, okrywając bladą cerę
i piękne liliowe oczy. Nawet w luźnych szortach i zwykłej
koszulce, wyglądała jakby właśnie wyszła z kąpieli i różnych
zabiegach upiększających stosowanych przez Tych z Góry, a nie tak
jakby właśnie wstała z łóżka. Jej pełne, różowe usta ułożyły
się w idealnym uśmiechu, gdy zobaczyła dzisiejsze śniadanie i tym
samym uśmiechem witając się z resztą domowników podeszła z,
zatruwającą życie, gracją do stołu. I tak jak ja zjadłam cały
talerz bułeczek tak ona jedynie trzy. „Przecież musi dbać o
swoją nienaganną figurę!”. Popatrzyłam na siebie, w
wielkim dzbanie mleka, który stał na stole. Byłam odludkiem tej
rodziny. Nie byłam panną, która wie wszystko co na poziomie
swojego statusu powinna, wiedzieć każda młoda osoba czy jak
uczesać włosy, tak by fryzura nie rozsypała się po niecałej
godzinie. Nie, ja byłam chłopaczarą, która wybiegała z domu o
wschodzie słońca i wracała o zachodzie, ubłocona, z
podartymi ubraniami i złamanymi paznokciami, ale ze szczęśliwą
miną. Jako jedyna w rodzinie miałam krótkie, nastroszone, błękitne
włosy, oczy- zamiast liliowych były kobaltowe
z turkusowymi cieniami po bokach, nawet moja cera była ciemniejsza.
Jednak najbardziej co się rzucało w oczy to to, że nie
wyglądałam jak Ta z Góry, zaś reszta rodziny tak. Patrzyłam się
na siebie jeszcze chwilę i stwierdziłam, że zapuszczę włosy w
tym samym czasie doleciały do mnie strzępki rozmowy taty z moją
siostrą. Nadstawiłam ucha, może jakiś soczysty kąsek się
znajdzie do za szantażowania siostry w przyszłości?
- Z państwem Tajga przyjdzie ich młodszy syn, jest
w twoim wieku, zajmiesz się nim.
- Oczywiście, tato. Mogłabym odejść już od
stołu w celu wyszykowania się?
- Naturalnie.
Skłoniła głowę i z uśmiechem na swoich idealnych
ustach, wyszła z kuchni. Westchnęłam i popatrzyłam
na swój pusty talerz, jeżeli zaraz się nie ulotnię, to będę
zmuszona, by robić to samo co Aki. Wyciągnęłam moje łapczywe
ręcę i złapałam cztery bułeczki z talerza siostry i szybko
wybiegłam z kuchni, krzycząc, że wrócę na spotkanie. Gdy tylko
zamknęły się za mną drzwi zimne powietrze uderzyło w moją
rozgrzaną twarz. Popatrzyłam na zielony las i ruszyłam ku nim
biegiem, już po chwili znalazłam się w moim „zakątku”.
Wielkie drzewo, które miało gałęzie położone na ziemi i łatwo
było się po nim wspinać. Kochałam zimny las, mroźne powietrze z
gór i ciche dźwięki lasu. Podrzuciłam do góry jedną bułkę
i złapałam ją. Już po chwili żadnej nie było. Wyjęłam koc z
górnych warstw gałęzi i położyłam się na wielkiej gałęzi
okrywając się nim. Zamknęłam powieki i … spałam.
Obudziłam się, gdy powietrze zaczęło robić się
ciepłe i pod kocem, który pewnego dnia, przytachałam tutaj pod
nieobecność rodziny w domu, było już mi za gorąco. Słońce już
wisiało na niebie i prawie było w połowie swojej drogi na
horyzoncie. Wyciągnęłam się i zeskoczyłam z gałęzi na
ziemię i biegiem ruszyłam do domu. Gdy do niego wpadałam
posłusznie weszłam do wielkiej balii z , o dziwo, ciepłą
wodą i zaczęłam szorować swoje ciało. Tarłam swoja skórę,
aż stała się czerwona, szorowałam paznokcie, aż nie było za
nimi nawet śladu ziemi. Swoje nastroszone, błękitne
włosy umyłam mydłem z mięty i czyściłam, aż były w
rzeczywistości błękitne. Moja skóra, gdy ją myłam piekła i
szczypała. Gdy skończyłam moja cała skóra była czerwona i
piekła mnie głowa i oczy, nieprzyzwyczajone do mydła, ale
przynajmniej byłam czysta. Wyszłam z balii i ruszyłam do mojego
pokoju. Na łóżku leżała, już przygotowana, niebieska sukienka i
tego samego koloru buty. Pokręciłam głową, ta sukienkę
zakładałam jedynie na bardzo ważne święta, więc dlaczego teraz?
Ubrana i czysta zeszłam na dół. Cała moja rodzina
już na mnie czekała, w domu panował idealny porządek i widziałam
u mamy lekko zaczerwienione opuszki palców, musiała cały ten dzień
stać i sprzątać, gdy tak na nią patrzyłam poczułam wyrzuty
sumienia, ja cały dzień spędziłam na świeżym
powietrzu śpiąc, ale zaraz je odpędziłam od siebie. Nie ma co
płakać nad rozlanym mlekiem. Oczywiście mama jak i siostra
wyglądały rewelacyjnie. Już otwierałam usta, gdy do
domu wszedł tata z grupą ludzi, zgadywałam, że jest to Rodzina
Tajga. Ojciec podszedł do nas i zaczął nas przedstawiać.
Pokręciłam oczami ale nałożyłam na swoją twarz sztuczny, wesoły
uśmiech i tak nie wyglądał nawet w połowie tak dobrze jak mojej
siostry. Gdy doszedł do mnie, podniosłam swoje oczy do góry i
pierwsze co zobaczyłam to kolczaste, pomarańczowe włosy i piwne
oczy z brązowymi cieniami.
- A to jest moja najmłodsza córka, jak na razie,
Yuuki. Jest...
- Farbowałeś te włosy?
- Mógłbym spytać o to samo.
Prychnęłam ale nie odpowiedziałam. Za to przyjrzałam
się chłopakowi, który stał przede mną . Widać, że był
starszy. Był wyższy i lepiej zbudowany. Usłyszałam westchnięcie
i ponownie spojrzałam na chłopaka, który ma „farbowane” włosy.
Uklęknął i się uśmiechnął. Ale... jego uśmiech!!
Był taki, że rozproszył we mnie całą złość i pozostawił
tylko ciepłe ślady przyjemności. Wyciągnął rękę w moją
stronę i nadal się uśmiechając, powiedział.
- Nazywam się Ichigo Tajga i nie mam farbowanych
włosów.
Zaśmiałam się,a potem jeszcze raz i jeszcze raz. Nie
mogłam się przestać śmiać, słysząc
jego wypowiedź. W końcu się uspokoiłam i również uśmiechnęłam.
Wyciągnęłam swoją dłoń i uściskałam dłoń Ichigo.
- Mam na imię Yuuki i również nie mam farbowanych
włosów.
Tym razem to on się zaśmiał.
***
9 października 2034 roku; godzina 01:24; Ziemia
Obudziłam się. Dyszałam i byłam zlana potem. Teraz
pamiętałam. W mojej głowie przelatywało tysiące obrazów,
wszystko pamiętałam. Moja amnezja dobiegła końca. Wstałam z
łóżka i popatrzyłam na okno, w szybie odbijała
się cała moja sylwetka. Moje blond włosy na nowo stały się
błękitne, oczy z szmaragdowych zmieniły się w kobaltowe, obok
oczu pojawiły się turkusowe cienie, cera stała się jaśniejsza.
Znacznie urosłam i już nie przypominałam piętnastolatki. Teraz
byłam, owszem nastolatką, według rachuby lat na Veneii, ale miałam
ciało i oczy, które kryły mądrość millenium. Teraz dopiero, po
tych wszystkich tysiącleciach, moja amnezja ustała. Pamiętałam
wszystko. To, że na ziemi byłam praktycznie od początku jej
istnienia, to jak nigdy się nie starzałam, a gdy moja rodzina
umierała, szłam do nowej, zmieniałam moje ciało
na noworodka i znów rozpoczynałam moją wieczną amnezję. Aż do
wczoraj, aż do kiedy Ichigo nie pojawił się w moim życiu i
zniszczył wszystkie mury pamięci, które ustawiłam wokół siebie.
Zaśmiałam się, jeden pocałunek, a zniszczył wszystko to, co
budowałam przez millenia. Stałam i patrzyłam się na
Warszawę, na zapalone latarnie i … poczułam jak coś spływa, po
mojej starej- nowej twarzy. Dotknęłam tego. Łzy? Nie! Nogi się
pode mną ugięły i upadłam na miękki, czerwony dywan. Śmiałam
się i płakałam.
- Dlaczego mnie odnalazłeś, Ichigo? Dlaczego,
przez Ciebie płaczę? Dlaczego Ishida musiał umrzeć? Dlaczego...?